Z jednej strony doskonały klimat odczuwalny już od pierwszych minut a nawet sekund, piękne nadmorskie krajobrazy (okazjonalnie nawet górskie) zdjęcia podwodne, wyśmienita muzyka doskonale komponująca z obrazem.. ale z drugiej słabo nakreślone postacie, nieobecny, wycofany do samego końca Barr którego nie obchodzi nic poza nurkowaniem (olewał kilkukrotnie Johanne gdy ta do niego mówiła, a on całkowicie oddawał się pływaniu)... patrząc na bohatera Jeana Reno miałem odczucie że to tylko trochę inna wersja Leona no i Arquette jako krejzolka... oraz kilka dziwnych sytuacji takich jak krwotok głównego bohatera podczas snu... ostatnia wspólna scena z udziałem (Reno i Barra) - miałem nieodparte wrażenia że sama scena zbyt wymuszona mimo że bardzo ładna i dramatyczna... mimo to warto zobaczyć chociażby dla samego wyjątkowego klimatu...
So true.
Rażący dysonans między realizacyjną wirtuozerią (zdjęcia, muzyka) a łopatologicznym scenariuszem i ciężkim aktorstwem.
Podpisuję się pod Twoimi słowami. Poziom filmu ma tendencję spadkową, a seans zakończyłam słowami "No bez przesady...". Film na pewno zostaje w pamięci, ale irracjonalne sceny, gdzie jedna przebijała poprzednią popsuły ten film. A szkoda.
To jest - po prostu - film nie dla Ciebie. Bez obrazy, ja też nie trawię różnych rzeczy.
Jak mi się wydaje, zbyt wiele wagi przykładasz w tym filmie do poziomu werbalnego, a te rozmowy są, jakie są, bo... Bessonowi udało się tu coś (piszę udało, bo jego dużo późniejsze "dzieła" temu przeczą), co jest rzadkie w sztuce, tym bardziej filmowej - zderzyć przeciętność, nieładność, zwykłość bohaterów w tzw. dniu zwyczajnym z ich pasją, heroizmem w tym, co uwielbiają. Dla mnie to jest wartością dodatkową tego filmu.