Dziś już takich filmów nie robią? Chyba nie.
Wielki Błękit to bajka. Przenosi w inny, nierealny, obcy przeciętnemu człowiekowi świat. Mamy
tu piękne krajobrazy, mistyczną sferę wielkiego błękitu, wiecznie świeci słońce, po twarzach
bohaterów spływa pot, w tle leci nastrojowa, odprężająca muzyka. Scenariusz nie zaskakuje
,czasami niebezpiecznie ociera się o kicz i banał, ale jego siłą jest, że porusza uniwersalne,
ponadczasowe tematy, mam tu na na myśli zwłaszcza: miłość, przyjaźń, pasję oraz rywalizację.
Oglądałem wersję reżyserską (2 godziny 48 minut). Moim zdaniem zbyt duży położono w niej
nacisk na wątek romansowy oraz za dużo jest ujęć pokazujących pływające w "wielkim błękicie
" delfiny (ujęcia te niewiele się one od siebie różnią, są monotonne - całe szczęście, że
cały czas przygrywa genialna muzyka Serry).
8/10. Serduszko za fakt, iż poczułem w obrazie Bessona prawdziwą magię kina.
Dokładnie tak. Niby nic wielkiego, a oglądając można się zakochać, rozpłynąć. Przenosisz się w inny świat i cholera oglądając czujesz się przyjemnie a o to przecież chodzi ! Te pozytywne emocje, ta muzyka, coś niesamowitego.
A najpiękniejszy jest wg mnie ten czarno biały wstęp gdy Jacques i Enzo byli dziećmi. Aktorzy dobrani wprost idealnie. Jeden rozmarzony w innym świecie a drugi.. gdy zobaczyłem wysokiego okularnika zajadającego coś tam od razu wiedziałem, że to będzie Jean Reno :D ta mimika, ruchy, zachowanie. Zastanawiam się nawet czy dzieciaki nie zagrały lepiej niż dorośli :)